Roszenia ofiar i oddanie, bezkonfliktową chęć dopasowywania się i „miłą słabość". Wraz z rozszerzaniem się zakresu pracy zawodowej kobiet ten tradycyjny podział ulegał zmianie. Dziś już jest nieaktualny.
Nowy obraz kobiety wymaga również nowego społecznego rozumienia męskości. Dzięki awansowi kobiety mężczyzna i jego autowyobrażenia zostały bowiem w stopniu większym niż kiedykolwiek podane w wątpliwość. Wydaje się, że po raz pierwszy od czasu „przejęcia władzy" został on strącony z piedestału męskości. Próby zatuszowania tego „niepowodzenia" przez niektórych mężczyzn są równie niepotrzebne, co werbalne przyznanie kobietom słuszności. A jednak wiele kobiet nie wierzy, że mężczyźni rzeczywiście pragną się zmienić. Wątpią w to przede wszystkim kobiety związane ze światopoglądem feministycznym. Dla nich męskość równoznaczna jest z przemocą, zniewoleniem, wrogością wobec kobiet i dzieci, szowinizmem i fallokracją. Na przykład amerykańska feministka, Valéry Solans, pisze w swym Manifeście wzywającym do zagłady mężczyzn: „Mężczyzna jest bezwładnym pniem, nie będącym w stanie dać lub wziąć radości; znajduje się dopiero w połowie drogi między małpą a człowiekiem". W poglądach tych nie jest bynajmniej odosobniona -przeciwnie - dzieliło je wiele uznanych sław: Helena von Druskowitz, druga kobieta, która obroniła pracę doktorską (w roku 1878!), przyjaciółka Nietzschego, głosiła, że „W totalnej krytyce mężczyzny kulminuje jedynie prawdziwe i słuszne oświecenie świata"2. W tekście opublikowanym po raz pierwszy w roku 1905 pisze ona, obok wielu innych jawnych złośliwości: „Mężczyzna jest ogniwem pośrednim między człowiekiem a zwierzęciem, jako twor szyderczy i wyposażony w taką dozę cynizmu
i śmieszności, że w pełni nie może on być ani jednym, ani drugim. Natura wycisnęła na mężczyźnie piętno, wyposażyła go w widoczny symbol ciągłej porażki - w postaci wielkich i rzucających się w oczy genitaliów (...) Już raczej małpa i koza zasługują na miano jego naturalnych partnerek. Jego konstytucja cielesna i duchowa jest straszliwa, a przed sobą dzierży ów straszliwy znak przynależności płciowej jak przestępca (...) A wreszcie przeciętny, nad wszelką miarę ohydny i pospolity organ głosowy, pełen prastarych i obraźliwych dźwięków gardłowych - wszystko to zaprawdę lokuje go na bardzo niskim stopniu rozwoju istot żywych (...) Życie stało się teraz małpią tragedią mężczyzny (...) Oburzeniem musi napawać pretensja, z jaką ten potomek małp wspiął się na wyżyny świata wyciskając na większości rzeczy piętno swej natury (...) Ta okoliczność może stać się przyczyną niesłychanych odruchów zemsty, ponieważ dzieło jest świadectwem jego bandyckiego i nędznego twórcy". Tak też się stało: z wielu dzieł i wypowiedzi kobiet współczesnych przemawia bardziej niż zrozumiałe pragnienie zemsty: wiekowe uciemiężenie i złe traktowanie musi zostać odreagowane nienawiścią. I takie odruchy istnieją. Już rozlegają się ze strony mężczyzn pierwsze skargi na kobiecy seksizm. Niedawno „uskrzydlony męskością" profesor Walter Hollstein poskarżył się w szwajcarskim czasopiśmie kobiecym „anabelle na dwie wiedeńskie feministki - Che-ryl Schlaffer i Edit Benard: „redukują one (...) cały ród męski do kilku drobnomieszczańskich i odrażających okazów, opowiadających wciąż «te same dowcipy», którzy są «wciąż obrażeni, urażeni lub gniewni», «w swoim gronie bezradni, popadający w stany histeryczne, z wytrzeszczonymi oczyma i ochrypłym głosem zalecają się do kelnerek», «wciąż gadają o nogach i piersiach» i nie mogąc wszak wciąż o tym gadać kupują sobie kolorowe pisma ze zdjęciami nagich kobiet". Również amerykański psycholog, dr Warren Farrel, potępia nową dyskryminację. Ze wszech stron mężczyźni natykają się na nienawiść i pogardę. Poniżenia, którymi kobiety redukują mężczyzn do roli przedmiotu, służą, zgodnie z jego sądem, otępieniu: jeśli kobiety czynią ze wszystkich mężczyzn śmieszną masę, wówczas nie sprawia im bólu fakt, jeśli jednemu z nich nie wiedzie się dobrze. Widać wyraźnie, że wytworzyła się nieufność, zwłaszcza wobec męskiego seksualizmu. Symbolem męskiego „zła" jest penetracja, wnikanie mężczyzny w ciało kobiece podczas aktu płciowego. Postrzega się to jako zasadnicze dążenie do dominacji, jako wyraz wyłącznego samozadowolenia męskiego. Z tego powodu - tak twierdzą radykalne feministki - dominację tę należy znieść. Kolońskie pismo kobiece „Emma" proponuje, by uczynić ostateczny krok w tym kierunku: „Bojkotujcie mężczyzn (...) mężczyzna to nie los (...) coraz więcej kobiet może się bez nich obejść". W takiej sytuacji wrogi obraz „mężczyzny" poszukiwany, odnajdywany i zwalczany jest w każdym mężczyźnie. Radykalizmowi feministek mamy wiele do zawdzięczenia: bez nich nigdy nie udałoby nam się wywikłać z sieci męskich natarczywości i trików. Nasza wspólna walka o własną tożsamość i kobiecą świadomość zakończyłaby się bez tych prekursorek żałosnym fiaskiem. W przyszłości jednak trzeba będzie bardzo różnicować te zarzuty i pretensje; trzeba będzie oddzielać te prawdziwe od niesprawiedliwych. Psychoanalityczka Marina Gambaroff tak pisze w swoim artykule o nurcie wrogości są zarówno lubiani, jak i respektowani. Ale był to rezultat długiego procesu dojrzewania i ciągłej pracy, przede wszystkim nad sobą. Problem, kto ponosi tu „winę", jest bezprzedmiotowy, zarówno w odniesieniu do uczniów i nauczycieli, jak i do mężczyzn i kobiet. Najistotniejszy jest tu fakt, że zderzają się ze sobą teoria i praktyka: emancypacja nie jest wycieczką do parku narodowego, nie znajdujemy się wszak w rezerwacie dla zagrożonych gatunków. Emancypacja nie jest procesem samoistnym, nie jest automatyczną pralnią. Codziennie, co godzinę, co minutę domaga się ona swej ceny. A po wyzwoleniu często nie ma nawet śladu wolności... Dziennikarka Barbara Bender, tzw. kobieta sukcesu, składa humorystyczne wyznanie w czasopiśmie „Cosmo-politan": „Muszę znaleźć sobie bogatego męża. Żeby troszczył się o mnie albo, dosadniej to określając, żeby mnie utrzymywał! (...) Nie chcę już wykonywać systematycznie opłacanej i pomniejszającej moją wolność pracy, w której sama zarabiam na bułeczki z ziarnem sezamowym (...) Chciałabym zamienić dwadzieścia lat płatnej pracy na dwadzieścia lat płatnej przyszłości bez pracy. Pragnę się mianowicie wreszcie samourzeczywistnić. I zrozumiałam jasno rzecz następującą: regularna praca zawodowa, zmuszająca, bym o tej samej godzinie każdego dnia zasiadała za tym samym biurkiem, jest dla tego samourzeczywi-stnienia się w wysokim stopniu niekorzystna. Świat pracy nie czyni wolnym i niewiele ma wspólnego z rajem". Jakże prawdziwe wyznanie! Słowa te dokładnie charakteryzują sytuację mężczyzn. Raj, w którym można oddawać się lenistwu, żyjąc jednocześnie jak pączek w maśle, związany jest - zarówno w przypadku mężczyzn, jak 1 k°biet - z bogactwem. W codziennym życiu pozostaje wobec mężczyzn w obrębie ruchu kobiecego: „Rozmiar nienawiści wobec mężczyzn jest wprost proporcjonalny do własnej bezradności..." Także Warren Farrell widzi w tego rodzaju wrogości wobec mężczyzn lęk kobiety przed bliskością - lęk połączony ze skłonnością do samosądu: „My kobiety wiemy dobrze, iż to mężczyźni są naszym problemem - dlaczego mamy jeszcze mówić o nich?". Stwierdzenie to może być zawoalowanym przesłaniem. Kobieta, która popada w konflikt z mężczyzną, nie potrzebuje z tego powodu poddawać się krytycznej samoocenie. Unika najistotniejszego warunku wzajemnej bliskości - pozbawionej uprzedzeń analizy własnego zachowania. Dlaczego kobiety nie są dziś, mimo tak wielkiego postępu, szczęśliwsze? Dlaczego są rozczarowane? Ich reakcja przypomina protest nauczycieli i nauczycielek w roku 1968, odnotowany pod nazwą „szok praktyki": napłynęli po egzaminach do szkół z wielkimi nadziejami, z wielkim zaangażowaniem w zmianę istniejących warunków. Długi marsz przez instytucje zniweczył jednak zarówno ich entuzjazm, jak i teorie. Rzeczywistość okazała się być o wiele bardziej oporna, uczniowie nie tak otwarci jak przewidywano. Wielu z nich wykazywało upór, jednak nie w sposób pożądany przez nauczycieli, którzy z większą chęcią zabierali się do zwalczania wygłupów i prostackich kawałów swych uczniów niż do zmiany ich stylu bycia i zmuszania ich do poważnego zastanowienia się nad całością spraw. Wielu nauczycieli oddało się nastrojom rezygnacji. Niektórzy zaczęli odczuwać wobec swych wychowanków nienawiść, niektórzy machnęli na wszystko ręką, inni stali się autorytarni w takim stopniu, że przeszło to ich najśmielsze oczekiwania. Tylko nielicznym udało się stworzyć prawdziwą współpracę, dzięki której karka Marion Schreiber snuje w „Spieglu" podobne spekulacje: „Jeśli tylko kobiety zrezygnują z walki o męskie głowy, wówczas z całego „nowego" ruchu nie pozostanie nic jak tylko dwa naręcza książek przeznaczonych na przemiał, teczki z wycinkami prasowymi w podręcznych archiwach redaktorek, a u panów odwaga, by w swetry wplatać kilka wyzywająco lśniących nici lureksu". Stańmy więc niezwłocznie do walki. Myślę, że jeśli cokolwiek się tu zmieni, to wyłącznie i raz jeszcze dzięki potężnej inicjatywie kobiet. Musimy jednak rozważyć nowe strategie, obrać nowy punkt wyjścia. Za historyczne, „męskie przewinienia" nie możemy obarczać winą poszczególnych, zwłaszcza żyjących dziś mężczyzn. Ostatecznie rodzi się on ze swoją płcią. Dlatego nie zawsze potępiam oburzenie mężczyzn na niezróżnicowane ataki niektórych kobiet pod ich adresem. Nie chodzi mi w tej książce o przeszłe i współczesne uciemiężenie kobiety. Mimo że inicjatywy kobiece ostatnich dwudziestu lat i wypływające z nich wnioski dostarczyły mi wielu podstaw do takiego twierdzenia. Dziś interesuje mnie raczej problem, dlaczego nie możemy ruszyć z miejsca, dlaczego kobiety i mężczyźni stawiają dziś tak różnorodne żądania i dlaczego obydwie płcie obrzucają się nieproduktywnym zarzutem wzajemnego niezrozumienia. Chcę również wiedzieć i to: jakie są korzenie męskich zachowań w aspekcie rozwoju historycznego i biologicznego? Gdzie należy poszukiwać historycznych i biologicznych przyczyn słabości mężczyzny? Na te pytania starałam się odpowiedzieć w pierwszej części książki. Większość z nich łączy się w sposób oczywisty z seksualizmem, który - mimo płaszczyka konwencji wychowawczych - decyduje o zachowaniu mężczyzn w stopniu większym, niż się spodziewamy. Dla wielu zjanie mogłam odnaleźć ostatecznej interpretacji, ale przynajmniej starałam się dostarczyć zachęty do myślenia. Jest przy tym prawie oczywiste, że mężczyźni nie są tu komplementowani. Istotniejsze wydaje mi się jednak, że i mv kobiety nie jesteśmy w pozycji tak uprzywilejowanej, jak byśmy tego pragnęły. Istnieje wiele obszarów, gdzie rzeczywiście zagalopowałyśmy się. I spraw, na które chętnie przymknęłybyśmy oczy. To znaczy: mężczyźni stoją u progu emancypacji, ale nasz rozwój też nie dobiegł jeszcze końca. Z wielu protokołów wybrałam zatem te, które wydały mi się najbardziej symptomatyczne. Chodzi w nich o takie tematy, jak wygląd, władza, bohaterstwo, cudzołóstwo, homoseksualizm, podział ról i ojcostwo. Naturalnie, wybór ten nie może być reprezentatywny. Z tego choćby względu, że przeprowadziłam rozmowy z mężczyznami należącymi do pewnej określonej warstwy społecznej. A także dlatego, iż inni wyrażają się o sobie jeszcze gorzej. Mądrość, otwartość i roztropne ciepło emocjonalne moich rozmówców utwierdziły mnie w przekonaniu, że opłaca się kroczyć tą drogą także z innymi mężczyznami. Wiele nauczyłam się od moich rozmówców. Psychoanalityk, profesor Adolf-Ernst Meyer, który w rozmowie ze mną podsumował aktualny stan świadomości problemów płci, widzi - podobnie jak ja - konieczność uczynienia także i następnego ruchu przez kobiety: „Im kobiety będą samodzielniejsze, tym bardziej zawęzi się męskie pole manewru: mężczyźni będą zmuszeni nadrobić zaległości". Profesor Meyer, dysponujący ogromnym doświadczeniem w zakresie terapii mężczyzn, sądzi też, iż „wady wzajemnego postrzegania" obydwu płci mają swoją przyczynę w odmiennym rozumieniu spraw seksu i bezpieczeństwa, w odmiennych pragnieniach z nimi związanych. Trzecią część książki poświęciłam zdrowiu mężczyzny. Może to być zaskakujące w książce o mężczyznach, przeznaczonej przede wszystkim (!) dla kobiet. Lecz podobnie jak zachowania seksualne, również zachowania zdrowotne, związane są ściśle z rolą mężczyzny. Problemy zdrowotne to jedno z najgroźniejszych źródeł słabości mężczyzn. Główną chorobą mężczyzn jest tu przede wszystkim nikła świadomość i brak odpowiedzialności za siebie samych. Dlatego i w tym zakresie - niestety! - od kobiet znów należy oczekiwać czegoś więcej. Tym bardziej że samotne - w większym lub mniejszym stopniu -wychowują one przyszłe pokolenia mężczyzn. Nie można, niestety, uniknąć psychoanalizowania w książce o „tych" mężczyznach. Jeśli piszę o „tych" mężczyznach, to ze świadomością, że krzywdzę wielu poszczególnych mężczyzn. Podobnie rzecz się ma z „tymi" kobietami. Ale chodzi przecież o zrozumienie ogólnych sposobów zachowania. Tak czy owak, nikt nie może zabronić nam odkrywania ich we własnym życiu i wyciągania z nich osobistych konsekwencji. A już na pewno nie ta książka. Jednego pragnę jednak w tej pracy uniknąć: nie chcę, by stała się ona wsparciem w zaciekłych oskarżeniach i wygodnej pasywności - ani dla kobiet, ani dla mężczyzn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz