Męskie reguły przeciw seksowi

W starożytnym Rzymie zamożne (!) kobiety mogły po­czątkowo prowadzić taki sam tryb życia jak mężczyźni. Sądząc ze świadectw, nie wahały się one przed wykorzy­staniem każdej dogodnej okazji. W wyniku tej „nieoby-czajności" dowartościowano najpierw małżeństwo, a na­stępnie zaczęto domagać się wierności nie tylko od kobiet, ale również w coraz to większym stopniu od mężczyzn. Późnoantyczni lekarze zachwalali z „medycznych" po­wodów wstrzemięźliwość płciową: obawiali się oni zbyt raptownych drgawek podczas stosunku seksualnego, gdyż przypominały one drgawki epileptyczne. A przede wszystkim ostrzegali przed rozrzutnością nasienia. Kto się go pozbywa, ten się osłabia, kto je zachowuje, ten bę­dzie silny, dzielny i ognisty. Takie dowartościowanie mę­skiego nasienia prowadziło do stopniowej degradacji ko­biet przez medycynę i filozofię. Zaczęto uważać je za twór rtiepełnowartościowy, za chorą imitację mężczyzny. Również większość religii podzielała te poglądy. Co prawda, Jezus nie wypowiadał się na temat seksualizmu, lecz apostoł Paweł chwalił wstrzemięźliwość płciową. Ale kto nie może się już opanować, ten niech lepiej się ożeni. Późniejszy pogląd kościoła, że stosunki seksualne są usprawiedliwione tylko legalnym potomstwem, był po­datkowo poglądem stoików. Z czasem stał się on etyką seksualną chrześcijaństwa. Moralność chrześcijańska chroni małżeństwo, ale je(j nocześnie rygorystycznie i autorytarnie piętnuje pożąda­nie seksualne. A wraz z nim kobietę, gdyż to ona wciąż skłania mężczyzn do grzechu nieczystości! Głównym argumentem tej degradacji było przeświad­czenie o nieczystości kobiet. Już „higieniczne" przepisy judaizmu wyłączały grzeszną i menstruującą Ewę z życia publicznego na połowę jej cyklu i karały każdego mężczy­znę, który w tym czasie miał kontakty z „nieczystą" ko­bietą: na pewien czas izolowano go i „wycofywano z obie­gu". Rzekomy przepis higieniczny okazał się skutecznym i długotrwałym środkiem ujarzmienia kobiet.
W okresie wczesnego średniowiecza pojawiły się - pi­sane często przez biskupów - książeczki pokutne, w któ­rych skrupulatnie odnotowano wszystkie możliwe grze­chy i grożące za nie kary. Niektórzy odnotowywali okre­sy, w których małżeńskie kontakty seksualne były zakazane. W sumie dotyczyło to około jednej trzeciej całe­go roku. Biskup Cezarius z Arles zalecał małżonkom, by po każdym akcie płciowym przez miesiąc nie uczęszczali do kościoła. Nie wiadomo, czy skutkiem tego kościoły były pełne, czy ziały pustką... Małżonkowie kochający się zbyt często uznawani byli przez niektórych ojców kościoła wręcz za cudzołożników. Tak niestosowne zachowanie musiało być ukarane: upar­tym kochankom groziły publiczne kary kościelne, wyłą­czenie z komunii, noszenie koszul pokutnych albo piel­grzymki. Bardzo popularna była książeczka pokutna Gracjana, dwunastowiecznego zakonnika. „Mniejsze" wykroczenia, jak nieobyczajność samotnych, stosunki se­ksualne w czasie ciąży lub męski onanizm, podlegały ka­rze seksualnego postu przez tydzień. Za onanizm kobiecy - grzech niezwykle ważki - dostawało się już cały rok... Kobietom oskarżanym przez inkwizycję o czary najbardziej absurdalne przestępstwa seksualne: iały przyznawać się do stosunków seksualnych diabłem, do powodowania męskiej impotencji, a nawet z hodowli penisów w kurnikach18. Prawie dziesięć mi­lionów kobiet stało się ofiarami tej męskiej nagonki. Wiel-. Wagę miał również grzech kontaktów homoseksual­nych, które jeszcze w starożytności greckiej uznawano za najszlachetniejszą formę miłości. Również homoseksuali­ści płonęli w średniowieczu na stosach. Wydany w 1487 roku Młot na czarownice piętnował homoseksualizm jako czary. W przypadku „godziwego" życia seksualnego zwią­zek kobiety i mężczyzny był pod pewną ochroną kościoła. Symbolem zawarcia małżeństwa było spełnienie pier­wszego aktu seksualnego, czego dowodziły prześcieradła splamione dziewiczą krwią. Jeśli jednak związki zawiera­no tajemnie, wówczas odbywało się to ze stratą dla kobiet. Traciła ona swe cenne dziewictwo, nierzadko zachodziła w ciążę i nie miała żadnej gwarancji na to, by zmusić do odpowiedzialności niewiernego, a często przelotnego ko­chanka. W roku 1563 Sobór w Trydencie uczynił z kościelnych ślubów furtkę dla rozkoszy i miłości. Nierozerwalność małżeństwa została jednak wprowadzona dopiero w póź­nym średniowieczu. Do tej pory przede wszystkim męż­czyźni mieli prawo odrzucać „nie nadające się do użytku" kobiety. „Nie nadające się" było określeniem dowolnie interpretowanym. W przypadku ludzi z plebsu nierozer­walność monogamii była już wcześniej regułą, prawdopo­dobnie z przyczyn ekonomicznych. Wo-bec takiej „dekadencji" zwycięskie mieszczaństwo propa. gowało obyczajność i przyzwoitość jako żelazne reguły postępowania. Skutkiem tego była, jak wiadomo, drażnią, ca pruderia XIX stulecia. W wielu kręgach społecznych za tabu uchodziła choćby wzmianka o sprawach seksu. Na­turalnie, mimo wszystko rozkwitała seksualna subkultu­ra, która - tak dawniej, jak i dziś - cieszyła się najwię­kszym powodzeniem akurat wśród tych, którzy oficjalnie ją zwalczali. Jeszcze nie tak dawno przestrzegano młodzieńców przed fatalnymi skutkami onanii: przed histerią, garbem, zanikiem mózgu. Powoli i stopniowo wyzwolono się ze skutków wrogich seksualizmowi represji, których ofiarą padały przeważnie kobiety. Dlaczego właśnie one? Przeżycia seksualne kobiety są  wiele bardziej zróżnicowane niż mężczyzny. Szwajcar­ski psychoanalityk Helmut Barz sądzi, iż „oddzielenie cielesnych procesów od duchowego otoczenia jest w przypadku kobiet niemal niemożliwe (...) Wyższe wy­magania w tym względzie uwarunkowane są wyłącznie przez anatomię, a mianowicie przez mały organ (...) jakim jest łechtaczka. Jej pozycja wśród innych organów ciała ludzkiego jest szczególna. Jedyna jej funkcja wiąże się z seksualną rozkoszą, bez spełniania innych jeszcze za­dań. (Czego nie można powiedzieć o członku męskim.)" W przypadku niewiast zbyt jaskrawo manifestujących swą kobiecość wielu chirurgów uznawało za konieczne  to w krajach Zachodu - amputację łechtaczki. Ta strasz­liwa praktyka kontynuowana jest dziś jeszcze w innych kręgach kulturowych, po to by pozbawić kobiety radości z seksu i by sprowadzić jej seksualizm wyłącznie do „speł­niania obowiązków małżeńskich" z własnym mężem.Amputacji poddawano więc rzekomy „korzeń zła", dzieniegdzie zniekształca się jeszcze wargi sromowe, & bijając je do czasu wesela cierniami. Radość seksualna kobiet - pisze francuska autorka Benoîte Groult20 - jest dla mężczyzny najwidoczniej czymś zbytecznym: „Dla niego liczy się tylko prawo wyłącznego posiadania narzą­du kobiecego, zredukowanego do najistotniejszej sfery. VV przeciwieństwie do tego, co chętnie sobie wyobraża­my, mężczyzna nie szuka w stosunku płciowym wymia­ny rozkoszy, gdyż wymiana ta zakłada minimum równo­ści między partnerami. Tego minimum mężczyzna odma­wia kobiecie, gdyż każda forma kobiecej wolności jest dlań związana z ryzykiem". Stąd nienawiść do łechtaczki jest powszechna na całym świecie - pisarka cytuje tu fran­cuskiego lekarza, doktora Gerarda Zwanga. Z całą pewnością nienawiść ta ma niewiele wspólnego z biologicznym obrazem płci. Nie może być zatem mowy o „naturalnej" kobiecości lub męskości - twierdzi antropolog Margaret Mead21. To społeczeństwo stwarza wyobrażenia o rzekomych seksualnych możliwościach kobiety i mężczy­zny. A ponieważ nasze społeczeństwo jest nadal zdomino­wane przez mężczyzn, mamy więc do czynienia z męskimi wyobrażeniami, także o istocie „prawdziwej kobiecości".