Testosteron - hormon władzy?

Trwa spór, czy hormony płciowe wpływają także na za­chowania pozaseksualne. Hamburscy antropologowie, Kerrin Christtansen i Rainer Knussmann, badali m. in. wpływ poziomu testosteronu we krwi na męską agresyw­ność. Odnaleźli słaby, ale statystycznie dający się udo­wodnić związek: im więcej testosteronu, tym człowiek jest agresywniejszy. Również mężczyźni muszą przyzwyczaić się do myśli, że zależni są w swym zachowaniu od „problematycznego hormonu", jakim jest testosteron. „W ilościach normal­nych można go uznać za źródło wielu cech pozytywnych, jak energia, ambicja i chęć sukcesu", pisze amerykańska biolog Anne Fausto-Sterling12. „Ale zbyt wielka jego ilość może być powodem - zgodnie z tą teorią - zacho­wań aspołecznych: przestępstw, gwałtów a nawet wojen". A nie da się zaprzeczyć, że mężczyźni coraz wyraźniej ujawniają zachowania tego rodzaju. Ta teoria oznaczałaby, że niski poziom testosteronu i zwiększone wydzielanie estrogenów utrudnia kobietom w sposób naturalny odnalezienie niezależnej pozycji w świecie męskim; oznaczałoby to jednak również, że ich duma z „pokojowego charakteru" kobiet była niezasłużona. Gdybyśmy dalej zastanawiali się nad konsekwencjami teorii, wówczas doszlibyśmy do wniosku, że być może • ułka hamująca u mężczyzn wydzielanie hormonalne  omogłaby nam stworzyć rzeczywistość bardziej pokojo­wą Jedno wydaje mi się pewne: gdyby tylko kobiety ujawniły kiedykolwiek zachowania tak destrukcyjne jak postępowanie mężczyzn, wówczas taka pigułka dawno by istniała. Wynaleziono wszak (mężczyźni wynaleźli) już wiele gorsetów hormonalnych dla kobiet, by zlikwidować ich rzekomo „niewieście przypadłości". Gdyby prawdziwa okazała się teoria, że biologia deter­minuje istotę mężczyzn, hormony męskie byłyby czynni­kiem regulującym agresywność, a tym samym całe spe­ktrum zachowań: od społecznej dominacji, przez brawu­rową jazdę samochodem, aż do aktywności o charakterze zbrodniczym: gwałtów, wojen i mordów. Jeśli jednak pomieszamy ze sobą tak wiele rozmaitych rodzajów ludzkiej aktywności, wówczas stracimy zdol­ność do przeprowadzenia zróżnicowanej analizy - zjawi­sko zbyt dobrze znane ze sfery dyskryminacji kobiet. A jednak teoria ta wydaje się być atrakcyjna: nasza wyobraźnia łatwo ulega przekonaniu, że hormony męskie czynią z mężczyzn istoty konkurencyjne, że dzięki nim są lepszymi sportowcami, bardziej dynamicznymi ludźmi sukcesu, wciąż gotowymi bronić honoru i własnej rodzi­ny. Jakże teoria ta jest przy tym wygodna! W jej świetle możemy z jednej strony mężczyzn dyskwalifikować  ośmieszać, z drugiej zaś - podziwiać i odczuwać wobec nich współczucie. A kobiety zyskałyby glejt do trwania w swej roli miłujących spokój dziewczynek. Najrozmaitsze dziedziny wiedzy próbowały wykorzy­stać teorię hormonu męskiej siły. Na przykład wyciągano niej wniosek, by aspołecznych i brutalnych mężczyzn po prostu kastrować. (Tak jak jeszcze w zeszłym stuleciu wycinano jajniki kobietom cierpiącym na ciężkie depresje związane z cyklem miesiączkowym.) Tylko niewielu badaczy zadało sobie trud sprawdze­nia skuteczności tego rodzaju drakońskich zabiegów. Mi­mo to większość autorów zgadza się co do faktu, że ka­stracja redukuje seksualną agresję gwałcicieli i mężczyzn dokonujących czynów lubieżnych na dzieciach. Nic dziw­nego, skoro jądra są miejscem wydzielania testosteronu. Jeden z nielicznych autorów zajmujących się badaniem wpływu zmian pokastracyjnych na ogólną agresywność i skłonność do stosowania przemocy doszedł do wniosku, że dziewięciu spośród dziesięciu mężczyzn wykastrowa­nych dla ostudzenia temperamentu straciło życie w „nor­malnych" bójkach12. Istnieje zastanawiająco niewiele prac, które zachowania agresywne i aspołeczne próbują łączyć z produkcją testosteronu. Tymczasem pojawił się nowy, często cytowany dowód męskiej odmienności: dzieci, które już w łonie matki ule­gają oddziaływaniu ekstremalnie dużych dawek testoste­ronu, stają się agresywne praktycznie już w macicy. Dzia­łanie estrogenów natomiast sprzyjać miało rozwojowi spokojniejszych dzieci. Wielu naukowców reprezentuje pogląd, że wpływ testosteronu w fazie embrionalnej po­woduje powstawanie określonych dyspozycji: do rozwija­nia większej aktywności cielesnej, do akceptacji brutal­nych zabaw, a w okresie dojrzewania - do agresywnych sposobów zachowania. Istotny kontrargument sceptyków: badania te przepro­wadzono na dzieciach, których matki przechodziły w okre­sie ciążowym kurację hormonalną i wydały na świat dzieci niedorozwinięte. Komentarz pani Fausto-Sterling: „Jest to ni mniej ni więcej, jak tylko produkt chorobliwej wy­obraźni, choć nie pozbawiony niebezpieczeństw". Nie można też precyzyjnie oddzielić od siebie interpre­tacji biologicznych i społecznych, gdyż jedne wiążą się z drugimi. Tak więc agresję definiuje się nierzadko jako zamiar lub próbę zaszkodzenia innej osobie; ambicję nato­miast jako pozytywną cechę społeczną, wiążącą się z oso­bistymi celami. Agresja połączona z ambicją jest w każ­dym razie zjawiskiem społecznie akceptowanym... Dla feministki Fausto-Sterling synonimiczne połącze­nie agresywności i wojny jest nieczyste pojęciowo i niepo­prawne: „Wojna jest formą agresji społecznej, nie ma ona jednak zbyt wiele wspólnego - jeśli w ogóle - z agresją indywidualną. Tradycyjnie już w Stanach Zjednoczonych trzeba było w czasie wojny wielu młodych ludzi przymu­sowo wcielać do armii, a wielu z nich uciekało lub dawało się zamknąć do więzień, byle tylko nie iść na wojnę. Woj­na jest tylko jednym z wielu zjawisk politycznych, z któ­rych żadne nie da się sensownie zanalizować na podsta­wie badań wydzielania hormonalnego". Oto jeden z nielicznych i uzasadnionych argumentów przeciw tezie, iż hormon testosteron jest (jedynym) „sprawcą" wojen: stres obniża poziom testosteronu. Doty­czy to zarówno stresu psychicznego, jak i fizycznego. Ist­nieją jednak przesłanki mówiące, że tak zwane „kobiety sukcesu", a więc kobiety będące menedżerami lub pracu­jące w zawodach akademickich, wykazują nieco większą koncentrację androgenów niż gospodynie domowe albo kobiety wykonujące tradycyjnie żeńskie zawody. Wydzielanie hormonalne wpływa na procesy wewnętrz­ne, a jednocześnie zależne jest od czynników zewnętrznych: lch „metronom", hypothalamus (podwzgórze) to centrum całego systemu wydzielania hormonalnego. Koordynuje on Ponadto „współpracę duszy i ciała". Znaczy to, że na jego aktywność wpływają nie tylko sygnały organiczne, ale rów­nież ogólny stan ducha i bodźce środowiskowe. Tak więc w przypadku mężczyzn zachodzi ścisła „współpraca" między sytuacjami życiowymi a wytwarzaniem testoste­ronu. Wyższy poziom testosteronu może więc być skut­kiem agresywności. Otoczenie człowieka może całkowicie zmienić jego biologiczne samopoczucie! Fakty te są tajone -najczęściej przez lekarzy, którzy chętniej przepisują pigułki niż starają się o wyjaśnienie związków egzystencjalnych. Niezwykle problematyczne jest więc odnoszenie cało­ści zachowań ludzkich do jednego hormonu. Również u mężczyzn współpracują ze sobą najrozmaitsze, ściśle powiązane systemy hormonalne: na przykład adrenalina jest jednym z najbardziej znanych ludzkich hormonów. Jeśli ktoś mówi: „spowodowałeś, że podniósł mi się po­ziom adrenaliny", wówczas ma on na myśli fakt, że mózg przekłada psychiczne uczucie agresji w chemiczne posła­nie, które najkrótszą drogą dociera do nadnercza i wydaje mu rozkaz niezwłocznej produkcji adrenaliny. Prowadzi to do tego, że człowiekowi nabrzmiewa twarz, a w sytuacji krytycznej sięga on do środka samoobrony. Adrenalina kie­ruje naszym instynktem ucieczki, ale także i samoobrony. Pod wpływem stresu - podczas walki, w gniewie, w stanie agresywności - zmienia się w naszym organi­zmie poziom wielu rozmaitych hormonów, tak więc nie­sprawiedliwością wobec wielu mężczyzn jest sprowadza­nie ich - niekiedy idiotycznej - chęci imponowania własną siłą do działania tylko jednego testosteronu. A jednak biolog Rainer Knussmann sądzi, że „testoste­ron owładnął mężczyzną; jemu tylko jest on posłuszny". Tym samym kobieta byłaby również pośrednio zależna od nadmiernej aktywności hormonalnej mężczyzn, a te­stosteron określałby sytuację polityczną całego świata... W tych naukowych, a przede wszystkim światopoglą­dowych zygzakach niełatwo wychwycić „prawdę". Pew­nikiem jest dla mnie fakt, że czysto biologiczna interpreta­cja czegoś tak złożonego i nieobliczalnego, jak ludzkie za­chowanie, nie może być wystarczająca. Wpływa na nie ponadto grupa trzech następujących czynników: genety­czna regulacja, oddziaływanie środowiska i przypadkowe odchylenia od normy w indywidualnym rozwoju.
Chcąc zatem lepiej zrozumieć rozwój człowieka musi­my częściej zastanawiać się nad tym, w jaki sposób środo­wisko oddziałuje na konstytucję cielesną i jak ważny jest indywidualny tok życia dla dorosłego człowieka obdarzo­nego tak różnorodnymi kompetencjami i możliwościami.